poniedziałek, 29 listopada 2010

Czekam na wylinkę...

Jako że Święta (mój kwasowy deadline) zbliżają się wielkimi krokami, ukręciłam dziś peeling migdałowy w proporcji 1ml kwasu na 4ml wody destylowanej.  Potraktowałam tą porcję jako wersję próbną, żeby poobserwować, jak na mojej skórze wygląda i ile trwa wylinka.i nałożyłam go tylko na mała powierzchnię policzka, gdzie mam pod skórą dwie mini gule.
Resztę kwasu nałożyłam na dekolt, gdzie królują blizny z październikowego wysypu. Je także postanowiłam zdetronizować do Świąt ;-) Co mnie zdziwiło - pieczenie skóry było bardziej dokuczliwe na dekolcie, niz na twarzy, choć oba rejony były tak samo przygotowane tonikiem migdałowym. Skóra twarzy lekko zbladła pod wpływem kwasu, czego nie zauważyłam na dekolcie.
Całość zmyłam nagietkowym mydłem i posmarowałam niezastąpionym kremem z lanoliną made by Rossmann.
I czekam na wylinkę ;-)

piątek, 26 listopada 2010

Skwasiłam się w ten weekend :-)

Nie chodzi bynajmniej o humor, który ostatnio mi dopisuje. Zrobiłam mianowicie (już trzecią w mojej karierze) porcję toniku z kwasem migdałowym o stężeniu 5%. Widzę poprawę na lepsze, dlatego jeśli tylko zbiorę się na odwagę i znajdę tydzień, w którym będę mniej wychodzić do ludzi zaaplikuję sobie wyższe stężenie tego cuda.
Wymienię, co zauważyłam dotychczas:
- cera jest rozjaśniona, ujednolicona
- bledną blizny i przebarwienia
- przetłuszczenie jest mniejsze
- lekko ściąga pory
- wszelkie wypukłe blizny, zagojone krostki stają się mniej wyczuwalne pod palcami


Składniki:
- kwas migdałowy - dostępny w sklepach z naturalnymi kosmetykami
- kwas hialuronowy/hydromanil - j.w
- woda destylowana lub oczyszczona - destylowana dostępna na stacjach benzynowych (podobno sprzedawana w kanistrach, ale nie jestem pewna), oczyszczona - w niektórych aptekach (preferuję oczyszczoną, bo jest dopuszczona do obrotu jako składnik leków i sprzedawana w mniejszych opakowaniach - płacę ok. 3zl za 250ml)
- konserwant - jeśli chcemy zrobić większą porcję, ja nie używam bo robię tonik na bieżąco.


Lista sprzętu
Wygląda imponująco, ale po moich modyfikacjach wiekszość przedmiotów znajdziemy w domu.Potrzebna nam:
- zlewka - spokojnie można zastąpić ja innym naczyniem, byle by było szklane, np. słoiczkiem,
- zlewka do odmierzana składników płynnych - każdorazowo kupuję w aptece sterylna strzykawkę 5ml, kosztuje   grosze, a wydaje mi się wygodniejsza w użyciu (szczególnie w nabieraniu HA)
- plastikowa miarka do odmierzenia kwasu - można posłużyć się miarką dołączona do syropów czy      antybiotyków w zawiesinie, ja nabyłam w IKEA zestaw czterech miarek za niecałe 3zł i jestem z nich bardzo  zadowolona
- bagietka szklana - zamówiłam z mazideł, bo nie miałam pomysłu czym ja zastąpić. Odradzam używanie    metalowych łyżeczek - mogą wejść w reakcje z kwasem.
- buteleczka z ciemnego szkła o pojemności co najmniej 20ml z zakrętką, na przykład po hydrolacie,
- papierek wskaźnikowy - zwykle wystarcza mi jeden,
- soda oczyszczona - zwykła, kuchenna, do nabycia w każdym spożywczaku.

Wykonanie:
- higiena ponad wszystko:  myjemy detergentem i dezynfekujemy spirytusem wszystkie szklane przyrządy: butelki, zlewki, bagietkę i pozostawiamy do odparowania spirytusu.
- zlewkę wstawiamy do miseczki z gorącą wodą
- do zlewki odmierzamy 15ml wody destylowanej
- dodajemy 1,25ml kwasu migdałowego
- energicznie mieszamy do rozpuszczenia się kryształów
- dodajemy 3,6ml kwasu hialuronowego i znów mieszamy
- odcinamy tak z ćwiartkę papierka i za pomocą pesety namaczamy go w toniku
- porównujemy otrzymaną barwę ze skala pH, dostępną na przykład tu: http://mazidla.com/index.php?option=com_content&task=view&id=44&Itemid=2
- dodajemy niewielkie ilości sody i sprawdzamy pH kolejnym kawałkiem papierka - kosmetyk jest gotowy, gdy osiągnie pH równe 4 (sody idzie naprawdę niewielka ilość - dwa, trzy razy tyle ile mieści się na końcu zapałki)
- po ostygnięciu przelewamy do butelki (najlepiej podpisanej) i przechowujemy w lodówce
- w opcji bez konserwantu tonik należy zużyć do 2tygodni od zrobienia.

Zastosowanie:
- wacikiem nasączonym hydrolatem przemywać twarz raz dziennie, najlepiej na noc. Po odczekaniu 15-20minut można nałożyć na twarz krem nawilżający.

poniedziałek, 22 listopada 2010

Listopadowe zakupy

W ciągu dosłownie kilku dni odrobiłam dość długi post zakupowy. Nabyłam:

 pędzel long handled kabuki firmy Sunshade

krem na dzień Rose and Geranium firmy Mineral Flowers
primer mineralny Hide a pore firmy Sweetscents




RECENZJE JUŻ WKRÓTCE :-)

poniedziałek, 15 listopada 2010

Kosmetyczny rozklad jazdy... cd.

Ciąg dalszy poszukiwań zestawu idealnego... Z ostatnich testowanych rzeczy niestety nic nie sprawdziło się na tyle, by zostać w planie na stale. A wiec po kolei:
RANO:
- hydrolat miętowy
- szybkie serum hialuronowo-olejowe, w proporcjach w zależności od potrzeb.
- na to makijaż mineralny: jako primer mazidłowy jedwab w proszku i podkład Lumiere, w ciągu dnia matuję się pudrem bambusowym z BU

WIECZOREM:
- mydło afrykańskie z CS - zostaje do czasu znalezienia jakiegoś godnego następcy, z tą różnica że zmywam je wodą mineralną.
- hydrolat/ tonik migdałowy 5% - w najbliższych dniach planuję przewagę toniku, bo do Bożego Narodzenia mam w planach dwukrotne potraktowanie skóry wyższymi stężeniami migdała i chcę skórę przygotować.
- szybkie serum hialuronowo-olejowe.

CO TYDZIEŃ:
- peeling z bromelainą

MIEJSCOWO"
- tu też bez zmian, bo kosmetyki się sprawdzają: Lerosett, maść ichtiolowa i cynkowa.

TESTOWAŁAM:
- olejek rossmanowy - niestety zostaje tylko w charakterze "zmywacza" awaryjnego: na wyjazdach czy w przypadku niespodziewanego wykończenia dyżurnego kosmetyku. Ma wiele zalet: tani, wydajny, łatwo dostępny, nie zapycha. Z wad: u mnie jakoś średnio radził sobie ze zmyciem makijażu mineralnego (bywało, ze wacik z hydrolatem coś jednak z twarzy"zbierał" po umyciu buzi), sama konsystencja tez mnie nie zachwyciła, nie wiem jak to określić, czasem kosmetyk niby przyzwoity, ale brakuje mu "tego czegoś"
- niacynamidtu jestem stanowczo na nie, wysypało mnie po nim na policzkach podskórnymi gulami, których nie mogę wytłumaczyć w żaden inny sposób. Dodany do serum powodował jego wałkowanie na twarzy.

BĘDĘ TESTOWAĆ:
- krem Multifruit z Lure Beauty 
- ekstrakt z cytryny z Mazideł

poniedziałek, 8 listopada 2010

Givaway u Cammie

Autorka jednego z moich ulubionych blogów urodowych przygotowała niespodziankę dla swoich czytelników. Jest możliwość wygrania dwóch zestawów kosmetyków.

Pierwsza nagroda: zestaw kosmetyków Inglot:

 - paletka Freedom złożona z trzech cielisto - brązowych matów
- róż nr 97
- lakier nr 720, matowy, jeśli nakładany jest samodzielnie, nabierający blasku po pociągnięciu jakimkolwiek bezbarwnym topem
- Breathable Top Coat O2M
- miniaturowy zmywacz do paznokci
- składany grzebyk do rozczesywania rzęs  - miałam zamiar go kupić, ale a nuż mi sie poszczęści ;-)

Druga nagroda: EDM, Essie i E.L.F czyli zestaw trzech E ;-)

 - róż Everyday Minerals w odcieniu Pink Ribbon
- lakier Essie w odcieniu Ballet Slippers
- błyszczyk E.L.F. Super Glossy Lip Shine SPF 15 w odcieniu Pink Kiss







Zasady są proste, aby brać udział w losowaniu kosmetyków, trzeba być publicznym obserwatorem bloga, swoje szanse można także zwiększyć dodając notatkę na swoim blogu oraz dodanie blogu Cammie do blogrollu, co uczyniłam jakiś czas temu. Losowanie w Mikołajki.
Zachęcam do zabawy ;-)

czwartek, 4 listopada 2010

Same dobre wieści kosmetyczne

Oj, szykuje sie testowanie nowych kosmetyków ;-)
Chyba właśnie udało mi sie nabyć drogą wizażowej wymiany próbkę kremu Multifruit z Lure Beauty. Nie ukrywam, ze wiążę z nim duże nadzieje, bo ostatnio trudno mi dobrać cokolwiek nawiżającego bez ostrego oporu ze strony mojej cery. Dodawanie niacynamidu do mojego serum skonczyło się przykrymi skutkami - leczę cztery (!) podskórne gule na policzku. Po odstawieniu go nie doszła ani jedna kolejna, wiec winowajca był latwy do znalezienia.
Oprócz tego wejdę w posiadanie rozświetlacza (mojego pierwszego) Stardurst firmy LiliLolo. Nie wiem jak będzie się sprawował na mojej skłonnej z natury do blasku cerze, czas pokaże ;-)
Kolejną firmą, której produkty będę miała okazję przetestować będzie Lush. Tż przebywający obecnie na wyspach zgodził sie przekroczyć progi tego sklepu (nie bez oporu, bo to babski sklep...) i zakupić kilka drobiazgów. Bedziemy widzieć sie dopiero w grudniu i dopiero wtedy dostanę swoje cudeńka, uznałam że nie ma sensu wysyłać ich wcześniej pocztą, bo raz że potrzebuję czasu żeby sie wczytać w wizażowy wątek Lusha i zdecydować co wybieram a dwa na razie mam dużo rzeczy do testowania.

poniedziałek, 1 listopada 2010

A jednak dziala... czyli szybki post o paście cukrowej

Nie mialam w planach niczego nowego dziś zamieszać, ale muszę sie podzielić swoim dzisiejszym osiągnieciem ;-) Pastę cukrową próbowałam zrobić jakies kilkanaście  razy, na przestrzeni około dwóch lat. Otoczenie miało niezły ubaw, nawet siostra, często skłonna brać udział w moich eksperymentach powiedzała pas. Próba rozprawienia sie z włoskami za pomocą cukru jest jak próba wbicia gwoździa poduszką, stwiedziła i wyciągała z szafy z swój niezawodny depilator. Szcześciara, nie musiała sie później rozprawiać z wrastającymi włoskami...
Ja zostałam przy kremie depilującym i goleniu w podbramkowych sytuacjach.

Aż do dzis... Cierpiąc na nadmiar czasu (a raczej wyszukując sobie zajęć przed środowym kolokwium..), wyciągnełam z czeluści kuchennej szafki aluminiowa miskę z rezultatem moich ostatnich prób zrobienia pasty... Właściwie miałam ją odmoczyć, ale jakoś tak dolałam troche wody i postawiłam na kuchence. Tym razem zdjełam ją gdy była dużo bardziej płynna niż podczas poprzednich prób.Zostawiłam w spokoju do ostygnięcia, bo tyle oparzeń skóry ile zaliczyłam przy paście uczą ostrożności nawet najbardziej opornego studenta.
W miedzyczasie pociełam nielubiane zółte skarpetki, jak sie okazało niepotrzebnie.
Gdy pasta przestygła nałozyłam sobie taka sporą kapkę na którę przedramienia, pociągnełam zdecydowanie i ... szok!!! Na skórze został pusty placek.
Nietrudno sie domysleć jak wyglądała moja kolejna godzina. Ku uciesze współlokatorki, która akurat wróciła z domu usadowiłam sie na biurku i pod lampką do czytania testowałam pastę na wszelkie sposoby. Wielkość kuleczki, czas ugniatania jej w dłoniach, grubość rozsmarowanej na skórze warstwy, kierunek nakładania...
W  najbliższym czasie postaram sie zebrać te wszystkie obserwacje i się z wami nimi podzielić.
PS. Zużyłam dzis całą pastę, ale mam nadzieje że uda mi sie zrobić kolejna porcję bez problemu...