wtorek, 20 sierpnia 2013

Warto analizować!

… swój typ urody ;-) Dodam więcej, naprawdę warto powierzyć wykonanie takiej analizy osobie która naprawdę się na tym zna. Przeciwnym przypadku można przez lata kreować się na inny typ kolorystyczny niż się jest. Gdy ma się siostrę o zbliżonej kolorystyce idzie jeszcze łatwiej – można poanalizować razem, a potem solidarnie  pozbyć się z szafy ubrań w „szkodliwych” kolorach…  A więc ustaliłyśmy – jesteśmy chłodnymi typami urody, z racji ciemnych włosów i oczu pewnie zimami. W kosz poszły beże, złota, brązy, oliwkowa zieleń.  Nosiłyśmy, turkusy, amarant, fuksję, szmaragdowy, obowiązkowo także czerń i biel.
Poszukując swatchy pigmentów mineralnych z kolorówki trafiłam na świetnego bloga Arsenic i jej analizy kolorystyczne. Akurat kończyłam studia, w przypływie entuzjazmu po przebrnięciu trudnej sesji stwierdziłam a co mi tam, napiszę. Rewolucyjnych odkryć pewnie nie będzie, jeśli nie jestem zimą to ewentualnie latem. Najbardziej kusiły mnie dobierane indywidualnie palety kolorów,  bo z niektórymi chłodnymi kolorami miałam problem – nie pasowały i koniec. Ciepłych odpowiedników nawet nie przymierzałam, bo przecież jestem zimą… 
Ola odpisała prawie natychmiast, prosząc o przesłanie zdjęć bez makijażu, w naturalnym świetle oraz zdjęcia z dzieciństwa żeby ocenić czy podejmie się analizy. Okazało się że tak, więc dosłałam kolejne zdjęcia i troszkę zapomniałam o sprawie nie spodziewając się żadnej rewolucji ;-)


Analiza przyszła gdy siedziałam sobie u Tżta, z lekka podeksytowana rozpakowałam plik, przeczytałam pierwsze kilka zdań… Jesień?! Jaka jesień?! Jeszcze raz przeczytałam początek, może Ola w sesyjnej zawierusze pomyliła analizy. Jedyny obraz jesieni miałam w  głowie to kasztanowe lub rude włosy, blada cera, złote piegi, najczęściej niebieskie lub zielone oczy. Plus ubrania w ognistych odcieniach pomarańczy, intensywne żółcie, kasztanowy brąz i drewniana biżuteria. Totalnie nie moja bajka. Odpisałam Oli że muszę to wszystko przemyśleć, bo jestem zszokowana :D
Wczytywałam się w analizę przez kilka kolejnych dni, a było co czytać, bo główny dokument liczył ponad 30stron! Analizowałam przeróbki kolorystyczne moich zdjęć (bez wątpienia korzystne) oraz dobrane palety z kolorami ubrań, pomadki czy różów. Nie obyło się bez narady wojennej z siostrą podczas której obfotografowałyśmy się we wszystkich możliwych kolorach. Miałam w głowie jeszcze większy mętlik – rzeczywiście w czerni włosy robiły się szarawe, biel podkreślała wszystkie niedoskonałości cery, w lodowym wyglądałam na ciężko chorą. Z drugiej strony co naszym brudnym różem, w którym bez wątpienia obie wyglądamy dobrze? Oglądając zdjęcie w intensywnym pomarańczu orzekłyśmy jednocześnie - horror. Naskrobałam drugiego powątpiewającego  maila do Oli, która kolejny raz wysłała wyczerpującą odpowiedź popartą przeróbkami moich zdjęć. W międzyczasie wczytałam się w analizę kolorystyczną z dwunastoma podtypami i bingo – okazało się, że istnieje podtyp ciemnej, głębokiej jesieni, nie tak ciepłej jak pozostałe, czasem mylonej z podtypem ciemnej zimy. Bez pomarańczów i rudności w palecie, obowiązkowego jasnobrązowego eyelinera i tuszu.
Naprawdę cieszę się, że się zdecydowałam – co prawda mam do wymiany kosmetyczkę i szafę, ale wiem w którym kierunku iść. Nie miałam pojęcia że można się aż tak pomylić w ocenie typu urody. W przeszłości zdarzało mi się doradzać w tej kwestii dziewczynom z mojego otoczenia, po własnej analizie nabieram wody w usta :-).