piątek, 14 października 2011

Pasowanie na włosomaniaczkę ;-)

     W wizażowe forum fryzjerskie "wsiąkłam" po lekturze świetnego bloga Anweny już jakiś czas temu.  Czytając włosowe historie dziewczyn sama nabrałam ochoty zająć się swoimi włosami, o których dotychczas nie mogę powiedzieć zbyt wielu dobrych rzeczy. 
    Nie mając pod ręką nic poza swoją dyżurną rossmanowską odżywką postanowiłam ukręcić coś z domowych składników. Przegląd lodówki i szafek daj jednoznaczne wyniki - nie ma jogurtu naturalnego, nafty, oleje stosowane do twarzy wyszły - zginąć musi jajko ;-) Z drugiej strony gdzieś w świadomości miałam zakodowane opowieści, że ciężko się je zmywa, a pod wpływem za ciepłej wody potrafi złośliwie przekształcić się w jajecznicę i pozostać na włosach na dłuższy czas...
Maseczkę zrobiłam według przepisu:
 
     Zmieszanie tej mikstury nie przedstawiało najmniejszych trudności, gorzej było z nakładaniem.  Żałowałam, że jednak nie zwilżyłam wcześniej włosów, bo maseczka w zetknięciu z suchymi błyskawicznie zasychała. Po nałożeniu całości miałam na głowie zlepiony na sztywno kołtun. Mile zaskoczyło mnie natomiast zmywanie - wystarczył mocny strumień wody by rozpuścić maseczkę a później tylko jedno mycie szamponem Joanny.
     Podczas pisania tego posta włosy nie zdąrzyły jeszcze do końca wyschnąć, ale już teraz widać efekty maseczki - są gładkie i miekkie, ładnie się błyszczą, końcówki nie wyglądają już na przesuszone. Maseczka miała słaby, lecz niezbyt atrakcyjny zapach, na szczęście po spłukaniu nie zostało po nim ani śladu.
     Zdaję sobie sprawę, że po jednym takim zabiegu efekt jest raczej chwilowy, ale cieszę się że poczyniłam ten pierwszy krok, który podobno jest najtrudniejszy :-) Tym bardziej że do pewnego BardzoWażnegoDnia zostało już niecałe dwa lata, a zależy mi na tym żeby do tego czasu poprawić kondycję włosków i trochę je zapuścić.