sobota, 29 stycznia 2011

Kosmetyczny rozkład jazdy

Wracam po długiej przerwie, spowodowanej to awariami komputera, to walką z kolejnymi zaliczeniami, to brakiem organizacji (z czym oczywiście walczę ;-)) Zaczynam od planu pielęgnacji - można by powiedzieć, że zaszła mała rewolucja, bo wprowadziłam gotowy krem oraz żel do twarzy. Nie jest to absolutnie powrót do drogeryjnych "śmieciowych" kosmetyków, teraz już wybieram je świadomie, wiedząc już, co może mi potencjalnie zapchać czy podrażnić.


RANO: 

- Hydrolat miętowy
- Krem redukujący podrażnienia Ziaja Med - sięgnęłam po niego z dwóch powodów: dotychczasowe serum przestawało radzić sobie z moja skórą, coraz słabiej się wchłaniało - mimo różnych kombinacji z proporcjami, wstawałam rano z bardzo tłustą skóra. Oprócz tego podrażnił mnie hydrolat z róży stulistnej i potrzebowałam czegoś na szybko do zmniejszenia rumienia i swędzenia. Żmudny przegląd KWC wskazał wlaśnie ten krem i rzeczywiście nie mogę narzekać.
- na to makijaż mineralny: jako primer Hide a pore Sweetscents i podkład Lumiere, w ciągu dnia matuję się pudrem bambusowym z BU

WIECZOREM:

- żel antybakteryjny Ziaja Med - kupiłam zachęcona działaniem kremu z tej serii, na razie mam go za krótko, żeby go ocenić, ale zapowiada się dobrze.
- hydrolat miętowy
- krem Redukujący podrażnienia Ziaja Med

CO TYDZIEŃ:

- jako peeling stosuję ekstrakt z ananasa - moje odkrycie biochemiczne o którym jeszcze napiszę.

MIEJSCOWO:

- tu też bez zmian, bo kosmetyki się sprawdzają: Lerosett, maść ichtiolowa i cynkowa.

TESTOWAŁAM:

- krem Mineral Flowers dla cery tłustej - pachnący, przyjemny krem, niestety miałam wrażenie, że mnie zapycha, co jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że szkodzi mi Caprylic Trigliceryde.

BĘDĘ TESTOWAĆ:
 
- a raczej wciąż testuję produkty Lusha. Zarówno maseczki jak i peeling nie nadają się do bardzo częstego użycia na mojej skórze, wiec silą rzeczy testowanie idzie wolno.


piątek, 7 stycznia 2011

Sweetscent czyli ukryj pora :-)

Myślałam, że po Nowym Roku wrócę już na dobre do wirtualnej rzeczywistości, niestety wskutek awarii routera wciąż mam utrudniony dostęp do Internetu. Dziś obiecane recenzje moich listopadowych zakupów – pędzla i primera.
Hide a pore Sweetscents mój pierwszy nabytek tej firmy, przeglądałam oferty na Allegro i przypadkowo go wypatrzyłam.  Skuszona dość dobrymi recenzjami postanowiłam zaryzykować.  Do wyboru były dwa odcienie – light i medium.  Szukałam na forum mineralnym rady, który wybrać, ponieważ z podkładów zwykle pasuje pośredni poziom jasności. Okazało się świat minerałocholiczek jest mały, odpowiedziała mi osoba sprzedająca primer ; -) Dowiedziałam się, że odcienie się prawie nie różnią i dzięki jej uprzejmości dostałam dwa woreczki – połowę primera w odcieniu light a drugą w medium.
Rzeczywiście różnica między tymi odcieniami jest minimalna, można ją dostrzec w opakowaniu(mam wrażenie że liht jest beżowy, a medium ma różowawe tony), po nałożeniu całkowicie znika. Tak jak obiecuje producentka kosmetyk pasuje zarówno do chłodnych, jak i do ciepłych karnacji, bo po nałożeniu wtapia się nie nadając żadnej barwy.  Nie daje widocznych smug w przypadku niedokładnego roztarcia, trudno zrobić sobie nim maskę w przypadku przedawkowania, dlatego jest łatwy do użycia nawet dla początkujących.  Zmniejsza nierówności i pory, wygładza i matuje skórę - dla miłośniczek matu absolutnego może być niewystarczający, dla mnie ważniejsze jest, że nie wysusza skóry.  Testowałam go z wszystkimi podkładami, które posiadam, w każdym przypadku w mniejszym (z Lucy Minerals) lub większym stopniu (z Lumiere i Pixie) poprawiał wygląd makijażu.

Drugim, równie udanym zakupem był pędzel kabuki na długim trzonku firmy Sunshade.  Jest to tańszy odpowiednik pędzli EDM czy Pixie, nieróżniący się od nich wyglądem. Trochę obawiałam się zakupu, nauczona doświadczeniem z tanim kabukim z Coastal Scent, który niemiłosiernie drapie i wciąż puszcza farbę z włosia przy myciu. W przypadku tego pędzla przeżyłam miłe zaskoczenie, włosie jest mięciutkie, równo przycięte i mimo wielokrotnego już prania nie wypada. Jest mniej zbity niż kabuki z Pixie i najlepiej sprawdza się przy nakładaniu primera lub pudru wykańczającego.  Jeśli będę miała w planach zakup pędzla, na pewno wezmę pod uwagę markę Sunshade, tym bardziej że czasu do czasu sprzedawca oferuje zestaw (long handled kabuki, mini kabuki oraz flat top) ze sporą zniżką.

sobota, 1 stycznia 2011

Koniec odwyku

Powracam do Was po małym internetowym odwyku, jaki zafundowałam sobie podczas świątecznego pobytu w domu. Dni upłynęły mi na spotkaniach z chłopakiem, którego nie widziałam przez prawie trzy miesiące, zabawach z chrześniakiem, babskich wieczorach z siostrami, prawie nie zauważyłam kiedy mineły  dwa tygodnie. Od poniedziałku wracam do uczelnianej rzeczywistości, wracam tez do pisania bloga. Zacznę od recenzji Lushowych kosmetyków, które obiecał przywieść mi na Święta mój luby i słowa dotrzymał ;-) Już po pierwszym użyciu widać, że są bardzo wydajne, postanowiłam zostawić sobie zapas każdej maseczki, a resztę puścić w świat dopóki są świeże. Od dawna obiecuję sobie zrobić jeden konkretny post o paście cukrowej i mam nadzieję że uda mi się to na początku stycznia.
Z okazji nadchodzącego Nowego Roku chciałabym wszystkim tu zaglądającym złożyć życzenia:
Niech Nowy Rok przyniesie Wam radość, miłość, pomyślność i spełnienie wszystkich marzeń. A gdy się one już spełnia nich dorzuci garść nowych, bo tylko one nadają życiu sens. Niech omijają was troski, a nadchodzący rok będzie jeszcze lepszy niż poprzedni.